Typ lokalu: Bistro
Miejsce: Kazimierza Wielkiego 50a
Strona: profil na FB
Otwarte: Całą dobę
Ocena:
Pewnym niedawno otwartym lokalem, skończymy nasz cykl związany z miejscami, w których można tanio zjeść, wypić i przenieść się do jednej z poprzednich epok. Przedwojenna we Wrocławiu była pierwsza, ale żarłoczna dżungla kapitalizmu wydała na świat w tym roku dwóch konkurentów. Drugim z braci bliźniaków jest Setka. Mało oryginalna koncepcja [która mi się podoba] przyprawiała trochę o odruch ziewania. Może dzięki cięciom w dziale kreatywnym, przyłożyli się do czegoś innego. Jak to mówi Madzia Gessler “ZOBACZMY (w co można zanurzyć swoje włosy)”.
Setka to nieduży lokal. Za bardzo nieduży. Coś za coś, czyli ograniczono ilość siedzonek w zamian za swobodne poruszanie się po lokalu. Jedyne miejsca do posiadzenia, to rząd hokerów przy ogromnym barze i kilka krzesełek pod oknami. Ciężko się więc dopchać do miejsca siedzącego, nam się udało tylko raz na cztery próby. Jak już się dopchaliśmy, było całkiem wygodnie i o dziwo nie ciasno. Jednakowoż świadomość, że można się nie wcisnąć do zaplanowanego miejsca jest tak dołująca, że woli się już nawet zajrzeć do Spiżu, bo może tam się bardziej poszczęści. [Ta, jasne.]
Patrząc na sufit narzuca mi się pytanie “Co mi tam Pan namalował” [chyba “stworzył w corelu”] - jest fajne logo, są mapy z nietakodległych czasów. Na ścianach podobne fantazje: kolaż zdjęć, plakatów i dokumentów z epoki. Całość ma nawiązywać do lat 60 - i mimo, że mnie nie urzekło, to jest spójnie i z pomysłem - szacun. Zadbano nawet o takie szczegóły jak dopasowanie do klimatu telewizora - rzućcie okiem jak będziecie. Ale nie na Pornonię/Polonię 1, bo to przecież nie te czasy! Poza tym i tak jest w stanie wiecznego spoczynku i nie ma pilota.
Rewolucja październikowa, Przysmak przodownika pracy, Członek partii - za tymi nazwami kryje się klasyka peerelowskiej kuchni: tatar, chleb ze smalcem i smażona kiełbasa. Ale jest to klasyka w takim stylu, że nikogo nie odstraszy na tyle, żeby uciec i zostawić nam dwa wolne miejsca, na których moglibyśmy usiąść. Kogo mógłby tatar odstraszyć? Już prędzej zimne nóżki z dodatkiem kukurydzy. No tak. Kukurydza w galarecie i wiemy, że jesteśmy we Wrocławiu. Czekamy na konkurs pod patronatem Rafała Dutkiewicza “Kreatywni wrocławianie - najbardziej osobliwa potrawa z dodatkiem kukurydzy”. Już widzę oczami wyobraźni zwycięstwo bigosu z kukurydzą. Moim faworytem jest na razie hot-dog z kukurydzą, marchewką i kapustą, którego wczoraj dostałem w szkolnym barze.
Ceny są poniżej średniej. Wszystko dostaniemy za 6-8zł. Napoje za 4. Zestaw dla dorosłych (bez zabawek w prezencie) - seta z ogórkiem, za 10. Och, te ceny są TAKIE UMIARKOWANE. W dodatku piwo to nie, broń Niewidzialny Różowy Jednorożcu, Warka 0,3l, tylko chyba pół litra [dobrego piwa]. Niestety na ładnym kufelku nie ma podziałki - więc to informacja niesprawdzona. Trzeba będzie wpaść z cylindrem miarowym.
Z potraw przestowaliśmy smalec. Bo łatwo rozpoznać taki od pani sklepowej i łatwo dostać niedobry - możemy potem rozwlekle krytykować proporcję tłuszczu do tłuszczu oraz ilość soli. Smaczne. I dość twórcze, kucharz nie popadł w schematy, za co wielki plus. Smalec ze śliwkami naprawdę świetnie smakuje. Szkoda tylko, że trzeba go rozsmarowywać na zwykłym, niesmacznym chlebie i zagryzać podłymi ogórkami. O ile jeszcze ogórki mogę wybaczyć, bo ciężko kupić dobre, a lokal jest za młody by mieć własne zapasy, to dobry chleb nie stanowi wielkiego problemu. W Hercie można wybrać losowy i będzie sto razy lepszy. Stawiam, ze podają wyrób z laboratorium Carrefoura, albo import wewnętrzny z GS-u na Mazurach. Wszystko za to jest świetnie podawane - na białej zastawie na której zamiast logotypu Społem, dumnie pręży się logo Setki [i co? można!]. Piwo podawane w kuflach, również z logiem.
Obsługa została zuniformizowana [śliczne czerwone krawaty i białe koszule]. Jest miła [i przystojna]; i nawet pytała, czy smakuje. Pełen profesjonalizm, znajomość fachu, uśmiech. Pewnie można nawet liczyć na miłą konwersację jak się jest samemu [nie namawiamy do pica w samotności]. Ogółem barmani z powołania - dawno się tak nie zachwycałem obsługą. [Bo przystojna].
Największa rekomendacja (?) jeżeli chodzi o szacowną klientelę - zaobserwowano tam Panią Basię. Na otwarciu były też różne inne celebrities, których twarzy nie mogę skojarzyć z nazwiskami. A na co dzień jak na razie duży przekrój - raczej nikt nie bedzie czuł się tam niedopasowany [i samotny. Forever alone].
Podsumowując - bardzo polecamy ze względu na atmosferę, obsługę i dbałość o szczegóły. Jak na razie lokal pozytywnie wybija się na tle konkurencji. Jedynym problemem są fani tacy jak my, którzy zajmują wszystkie siedzenia! Ale, że Setka jest całodobowa, to pewnie można liczyć na miejsce w egzotycznych godzinach typu 11:11 i 4:15. Ktoś podobno znalazł od razu miejsce o 17:31. Ale to pewnie miejska legenda.
15 kwietnia 2011
Setka - Bar Polski Ludowej
o
15.4.11
Etykiety:
bistro,
gdzie wypić,
gdzie zjeść,
lokal,
PRL,
Wrocław
6 komentarze:
strasznie nie podoba mi sie wasz styl piisania jest niezwykle cieżko strawny i żle sie czyta. Oczywiscie kazdy ma prawo do swojego zdania ale jakos mam niesmak jak was czytam i jak zwykle sie z wami nie zgadzam. Niby dziennikarsko ale...
Kasia
Nie wymagamy, żeby wszystkim się podobało i dziękujemy za głos z grona niezadowolonych.
Doceniamy też wszystkie cenne uwagi i dobre rady ;)
Czy zabawki dla dzieci też są z epoki?
kolejny błąd i brak rozeznania " dziennikarze" od siedmiu bolesci : zapomnieliscie posapac jeszcze nad BISTREM przemysłowym.
serdeczne dzięki za sugestię - pewnie jeszcze tam zajrzymy. mamy nadzieję, że będzie fajniej niż w Łubu Dubu :-)
trzeba zatem pojsc i przekonac sie
Prześlij komentarz