Mamy w zwyczaju w niedzielę wspólnie gotować. Przeważnie pada na coś czego w dzień nasz powszedni: nie chce nam się gotować/nie mamy czasu/nie stać nas/nie chcemy tracić energii na poszukiwanie egzotycznych składników typu olej z pestek dyni czy jajka kurek zielononóżek. Dziś padło na Zupę z fasoli i ozorków cielęcych zapiekaną w cieście francuskim.

Składniki:
1 ozorek cielęcy (ew. wieprzowy)
1 mały pęczek włoszczyzny
liść laurowy
sól, pieprz, majeranek
100g fasoli Jaś
80g boczku wędzonego
2 cebule, 5 ząbków czosnku
ciasto francuskie (1 opakowanie starcza na 2 osoby)
1 jajko
sól morska, tymianek
Przygotowanie:
Ozorek, obraną włoszczyznę i listek laurowy gotujemy aż mięso będzie miękkie, następnie
wyciągamy je, obieramy (najlepiej to zrobić póki jest ciepłe) i kroimy.
Namoczoną fasolę ugotować na miękko - można też użyć fasoli w puszce, co znacznie ułatwia sprawę.
Boczek kroimy i podsmażamy, dodajemy posiekaną cebulę i czosnek, smażymy do
zeszklenia.
Włoszczyznę albo wyrzucamy, albo przecieramy blenderem. Do wywaru dodajemy ozorki,
fasolę, boczek z cebulą i czosnkiem, doprawiamy go i gotujemy przez 10 minut.
Gotową zupę nalewamy do bulionówek, doprawiamy majerankiem. Ranty naczyń smarujemy
rozkłóconym jajkiem. Bulionówki przykrawamy dużymi płatami ciasta francuskiego. Ciasto
smarujemy resztą jajka i posypujemy tymiankiem i solą morską. Zapiekamy w 180°C do
zrumienienia (ok. 15 minut).
Jak wrażenia? Wygląda ciekawie i jest bardzo dobra! Podczas jedzenia można upaskudzić [a raczej nie można nie upaskudzić] cały stół okruszkami z ciasta francuskiego - więc raczej nie podalibyśmy jej gościom [m.in. dlatego, że u nas goście dostają najwyżej sucharki i herbatę] - mogli by się niepotrzebnie stresować.

















- oto pierwszy z pary zacnych autorów. Ma dużo różnych ciekawych hobby - na czele ze spaniem i jedzeniem. Nie lubi ludzi, języka francuskiego i zielonych warzyw (dokładnie w takiej kolejności). W głębi duszy jest oazą spokoju, ale nikt, łącznie z B., jeszcze o tym nie wie.
lubi gotować, oglądać dobre filmy (w tym oldskulowe pornole) i jeździć na łyżwach. Nie lubi krupniku, cichych dni i popu pod żadną postacią. Ciągle zapomina o włożeniu okularów - na szczęście na blogu zawsze ma. Nieraz lubi pomarudzić (nie pod nosem), ale to chyba wina skrajnego perfekcjonizmu.


